MSB - dzień pierwszy i najcięższe piwo świata.
Luboń Wielki - Wierzbanowska Góra
Luboń Wielki wznosi się na wysokość 1022 m n.p.m. i jest najwybitniejszym szczytem Beskidu Wyspowego, co odczuliśmy na własnych nogach. Schronisko na szczycie wybudowano w 1931 roku. Z góry można podziwiać panoramę na zachód i północ. Aby chronić największe w tym paśmie gołoborze i Dziurawe Turnie na południowo-wschodnim stoku utworzono rezerwat przyrody.
W nocy spałem może ze dwie i pół godziny. Problemem nie była impreza na dole w schronisku, ani chrapanie współnocujących. To chyba chęć wyruszenia na szlak nie pozwalała zasnąć. Obudziłem się trochę po piątej ale wstałem ostatecznie kilka minut po szóstej. Szybka toaleta i komu w drogę... Jeszcze tylko mizianie czerwonej kropy i ruszyliśmy.
Beskid Wyspowy kocham między innymi za to, że można się tu czasem bardziej zmęczyć niż w Tatrach. Zejście z Lubonia nie rozczarowało nas pod tym względem - miejscami było tak stromo, że zastanawialiśmy się jakby to było w czasie ulewy. Pewnie szybko. Zdjęcia mają inną perspektywę, to trzeba zobaczyć na żywo.
Kamienista ścieżka przecinała zielone, zalesione zbocze góry niczym rana. Po drodze minęli nas biegacze - trochę im zazdrościłem, bo na plecach targałem piętnaście kilogramów sprzętu, ubrań i wody. Jakoś tak się nazbierało ponad miarę. Wyszliśmy z lasu w stronę Mszany, wszędzie zielono. Słońce ogrzewało nas nieśmiało swoimi promieniami.
W okolicach Złotych Wierchów trafiła się wiatka i zdecydowaliśmy się na kawę. Wziąłem ze sobą kartusz półkilowy i BRS 3000t dzięki czemu na żądanie można było zrobić świeżą i pachnącą kawę. Jestem zdania, że jeśli trasa pozwala, to warto nosić ze sobą taki zestaw. Na śniadanko wjechały jeszcze kabanosy i tosty (to od Darka) i ruszyliśmy dalej, bo jak to mawia Szybki - "Kilometry się same nie zrobią". Tak na marginesie ten tekst towarzyszył nam przez cały szlak.
Do Szałasu na Wierzbanowskiej doszliśmy około 18:30. To miejsce jest magiczne. Trud wniesienia tutaj piwa i kiełbasek zwrócił się stukrotnie. Nic tak nie smakuje jak zimne piwo po trzydziestu kilometrach a było to najcięższe piwo świata. Sama chatka była świetnie wyposażona i nocowanie tam to czysta przyjemność.
Przeszliśmy - około 31 km.



































Komentarze
Prześlij komentarz