MSB - Dzień trzeci czyli nuda szlaku.
Rezerwat Gościbia - Zembrzyce - Marcówka
Nocy w namiocie nie pamiętam. Ponoć było wietrznie i jakaś zwierzyna w pobliżu wydawała osobliwe odgłosy, ale mocne objęcia Morfeusza sprawiły, że zupełnie mi to umknęło. Poranek - jak to mówią - rześki szybko zmotywował nas do zwinięcia obozowiska. Dwadzieścia minut po szóstej byliśmy już spakowani i gotowi do drogi.
Kilka kilometrów dalej trafiliśmy na kapliczkę św. Huberta i całkiem nową wiatę. Wiatr wiał tak silny, że trzeba było chronić płomień z palnika. Mimo przeszkód wszystko poszło sprawnie. Kabanosy i gorący kubek - podstawa na szlaku. Może niezbyt zdrowe, za to lekkie i kaloryczne danie. Szybkie śniadanie i kawa pokrzepiły ciało. Parę zdjęć i trzeba ruszać dalej, "bo kilometry się same nie zrobią".Droga przez większość dnia była utwardzona, kamienista, albo ubita przez ciągniki i quady. Gdzieniegdzie natrafialiśmy na ogromne kałuże, które trzeba było obchodzić szerokim łukiem. Czasami zdarzały się piękne widoki, ale głównie można było podziwiać drzewa, krzewy i błoto. Zaczęło padać, ale nam to nie przeszkadzało. Dzień ciepły a perspektywa prysznica i nocy w prawdziwym łóżku dodawały skrzydeł. Dodatkowo poprzedniego dnia zrobiliśmy kilka kilometrów ponad plan, więc trasa do przejścia miała być krótsza.
Wbrew sugestiom tabliczki to wcale nie końcówka. Przy zejściu z Babicy, na skrzyżowaniu z niebieskim szlakiem spotkaliśmy pana, który szedł nim z Lanckorony - na lekko, nie tak jak my - z całym sprzętem do spania i gotowania. Muszę się zastanowić nad jakimś złotym środkiem. Kuszące iść szybko bez obciążenia, jednak namiotu się nie pozbędę za nic w świecie. Raz, że noclegi poszły w górę i własne schronienie drastycznie obniża koszty wypraw. Dwa - namiot daje absolutną wolność. Można kończyć wędrówkę kiedy się ma ochotę i odpada dzielenie drogi na sztywne odcinki. Elastyczność i brak pewności co się wydarzy, jak daleko zajdę, gdzie będę spał, czy kogoś spotkam - to jest moim magnesem na szlakach. Cisza, śpiew ptaków, koncert świerszczy, szelest liści na wietrze, szum deszczu - to muzyka, której kocham oddawać się bez pamięci. Nie wiem czy mam już dosyć monotonnej, powtarzalnej i jednocześnie przebodźcowanej cywilizacji, czy po prostu obudziły się we mnie jakieś pierwotne instynkty. A może to geny góralskie ciągną w miejsca dalekie od szklano-betonowego zgiełku, któremu wszyscy hołdujemy na co dzień. Magia gór kusi, przyzywa, niczym piękna kobieta zajmuje uwagę bez reszty. Człowiek nie jest w stanie myśleć o innych rzeczach. Dostrzega iluzję wszelkich powinności, reguł i norm. Zapomina o obowiązkach, troskach i problemach Wydają się takie marne, nierzeczywiste, wyimaginowane. Jest tylko tu i teraz. Lasy, monumentalne szczyty, przestrzenie. Po prostu wolność.
![]() |
| Niestety śmieci walały po lasach na każdym kroku. |
Chełm 603 m n.p.m. - na szczycie zdecydowaliśmy się na mały odpoczynek. Chodzenie ubitymi, twardymi drogami przysparza o ból stóp. Trzeba się zrelaksować i wymasować obolałe podeszwy. Cały czas łypie na nas św. Onufry, pustelnik i wielbiciel samotności. Posiadówkę uprzykrzają nam osy buszujące w pobliskim śmietniku. Jest to dla mnie zagadką, że ludzie mają siłę do wnoszenia na góry różnej maści żarcia i trunków, a zniesienie opakowań sprawia im tak wielką trudność. W okolicy znajduje się cmentarz z drewnianymi krzyżami - tabliczek brak. Nieopodal pamiątkowa płyta, kwiaty i znicze. Dobrze, że ktoś jeszcze pamięta. Po zejściu doszliśmy do Marcówki. Jako były pracownik Garbarni w Szczakowej mam tu wielu znajomych, kilku już niestety nie żyje. Szedłem zamyślony, wspominałem stare czasy, deszcz przestał siąpić, słońce wyszło nieśmiało zza chmur a my schodziliśmy w dół do Zembrzyc kombinując, gdzie by tu się przespać. Podejście strome i asfaltowe zostało nam w nogach, aż do wieczornego prysznica.
Siedząc w bistro w Zembrzycach Darek dzwonił po okolicznych noclegowniach i okazało się, że jedyne wolne miejsca są w Bacówce u Harnasia w Marcówce, którą mijaliśmy jakiś czas temu. Na szczęście właściciel okolicznego schroniska PTTK jechał akurat w tamtym kierunku i był uprzejmy nas podwieźć "za jeden uśmiech". Dziękujemy.
Bacówka okazała się miejscem klimatycznym, ciekawym i urokliwym. Za niewielką opłatą spędziliśmy wygodnie noc. Gospodarze mili i uprzejmi dzielili się z nami troskami i radościami swojego życia i prowadzonej działalności. Obok nocowała dziewczyna, która szła MSB od Bielska. Wymieniliśmy się wrażeniami z drogi, przekazaliśmy jej informacje o trudnościach na szlaku i miejscach gdzie brakuje oznakowania i można zabłądzić. Z jej opowiadań wynikało, że dalsza część szlaku jest już dobrze oznaczona i nie ma problemów z nawigacją.
A tak jak powyżej wygląda szczęśliwy, czysty i najedzony pieszy na Małym Szlaku Beskidzkim. Pomimo ulewy i perspektywy deszczu następnego dnia.
















































Komentarze
Prześlij komentarz