MSB - Dzień zero czyli pierwsze koty za oknem.

    Rabka Zdrój - Luboń Wielki

    Pociąg miał nas zabrać ze Szczakowej o godzinie 12:16. W Krakowie Flixbus 13:23 i około piętnastej planowany był start z Rabki Zdroju. Prawem Murphy'ego pociąg nadjechał jakieś trzydzieści minut po czasie - ot polskie realia.
Powód opóźnienia poznaliśmy bardzo szybko - wagony były nabite jak ruski plecak. Przeciskając się przez tłum cudzoziemców doszliśmy do wniosku, że nie ma co się wysilać - i tak nie dotrzemy do wykupionych miejscówek. Automatycznie trzeba było przebukować busa na godzinę piętnastą. Jakby tego było mało po wyjeździe z dworca w Krakowie autobus się zepsuł i musieliśmy się przesiąść. Doszedłem do wniosku, że wyczerpaliśmy limit pecha na ten wyjazd i teraz wszystko powinno pójść już gładko. W Rabce byliśmy dwadzieścia minut przed szesnastą. Urokliwa trasa niebieskim szlakiem dała nam przedsmak tego, co zacznie się następnego dnia - cudowne widoki i strome podejścia Beskidu Wyspowego.

    Na Luboń weszliśmy około 19:25. Widok ze szczytu był niesamowity, a samo schronisko ma niespotykany klimat, który zanika powoli - wygrywa komercja niestety. Formalności załatwiłem szybko. Kwaśnica pokrzepiła ciało a złoty, chmielowy płyn - duszę. Oprócz nas na noc zameldowało się sześć osób - ojciec z dwoma córkami i trzyosobowa grupa młodzieży. Dla nich weekendowa wyprawa dobiegła półmetka, dla nas to dopiero początek. W schronisku nie ma łazienki, ubikacja jest na zewnątrz, ale jest prąd i można doładować baterie. Można też pograć w szachy albo planszówki. 







Komentarze

Popularne posty