Predné Solisko, Bystra Ławka.





Ostatnimi czasy lubię wstawać przed słońcem. Wychodzenie o trzeciej w chłodny, wilgotny mrok ustępującej nocy, prócz wspaniałego nastroju, daje mi też satysfakcję stałego pobytu poza strefą komfortu. Wielokrotnie podkreślam w rozmowach, że progres w życiu jest niezmiernie ważny i poza nim praktycznie nie mamy niczego cennego. Nie żebym deprecjonował uniwersalne wartości, ale w pewnym sensie, jeśli można podejrzewać, że istnieje cokolwiek poza światem materialnym, to istotne w naszym życiu są jedynie doświadczenia. Idąc dalej tym tokiem, jeśli ciągle się rozwijamy i zmieniamy spojrzenie na różne aspekty życia, to wiedza którą gromadzimy też nie ma większego znaczenia, bo przecież to tylko teorie ograniczone czyjąś interpretacją rzeczywistości.

Nauka jest dobitnym przykładem, że każdy punkt widzenia okazuje się finalnie ślepym zaułkiem. Logiczne jest zatem, iż powinniśmy jak najwięcej doświadczać wszystkimi dostępnymi zmysłami i niekoniecznie analizować, bądź klasyfikować to, co nas spotyka. Jest taka teoria, że naszymi oczami spogląda boska istota. Wstając przed świtem i obserwując, jak wszystko się budzi, bez analizy przyczyn, skutków i konsekwencji można doświadczyć tej obecności. Wędrując górskim szlakiem można poczuć tę pustkę, którą jesteśmy, w której wszystko się wydarza, a której nędznym substytutem, zniekształconym niczym krzywe zwierciadło, okazuje się być ego. Nasza istota - zachłanna, absorbująca, kapryśna. Wędrując górskim szlakiem z przyjaciółmi, można poczuć tę więź ze wszechświatem, którą na co dzień zapamiętale ignorujemy, skupieni na gromadzeniu kolejnych zbędnych cegieł. Cegieł sukcesów, porażek, radości, smutków, cierpienia i wszystkiego co nas definiuje, cegieł z których budujemy twierdzę swojego ja, separując się, chroniąc, bo wrażliwość w dzisiejszych czasach nie popłaca, bo bycie odsłoniętym, otwartym i bezbronnym boli niczym żywa rana. Góry potrafią nadwątlić tę budowlę eksponując czasem kruche zwierciadło naszych dusz. Ilekroć patrzę na jeziora otoczone masywami łańcuchów górskich, odnoszę wrażenie, że tak wyglądam. Spokojna tafla duszy odbijająca rzeczywistość, ale w większości przysłoniętą ogromnymi skalnymi formacjami samolubnych myśli - wzniosłymi, lecz finalnie ograniczającymi widoczność. A każda silniejsza bryza wydarzeń marszczy toń i zniekształca obraz. Trzeba się więc wznieść wysoko, ponad te łańcuchy, żeby zobaczyć więcej. Żeby zrozumieć i wyrwać się z okowów pielęgnowanych przez lata. Trzeba się wyciszyć i uspokoić, żeby obraz był wierny i klarowny. Trasa którą wybrała Ariela wybitnie wpisuje się w ten tok myślenia.





Początek nad niezwykle urokliwym Jeziorem Szczyrbskim, przy którym zrobiliśmy sobie postój, mimo braku zmęczenia. Po to, by zwyczajnie podziwiać bajeczną panoramę. Potem schronisko pod Soliskiem i szybkie śniadanie z arbuzem Tymka w roli głównej. Dalej mozolna wspinaczka stromym zboczem Prednégo Soliska. Wychodząc często się zatrzymywałem, bynajmniej ze względów kondycyjnych, po prostu zbocze jest na tyle strome, że perspektywa zmienia się bardzo szybko. Warto przystanąć i poszukać głębszej analogii, zastanowić się nad swoimi ograniczonymi punktami widzenia, których tak kurczowo się trzymamy przez całe życie, a przecież wychodząc ponad nie perspektywa zmienia się nie do poznania. Na szczycie tradycyjnie pamiątkowe zdjęcia. Grań Soliska kusi, ale niestety nie prowadzi tamtędy żaden szlak. Trzeba nam zejść tą samą drogą.




Kolejny etap - do Bystrej Ławki - to stopniowe, mozolne wspinanie, przetykane płaskimi fragmentami. Kamienista ścieżka, głazy, sypki żwir. Bardzo urozmaicona i widokowa, zwieńczona stromym podejściem, a w punkcie kulminacyjnym ubezpieczona łańcuchami. Tam właśnie zaskoczył nas przelotny opad gradu - gwałtowny, bezlitosny, piękny. Szczęście przeżyć coś tak dzikiego i pierwotnego w surowym górskim terenie na wysokości dwóch tysięcy trzystu metrów, gdzie człowiek jest nagi i bezbronny. Nie ma gdzie się schronić, nie ma szans na ucieczkę. Trzeba po prostu zaakceptować rzeczywistość taką jaka jest. Mnie to dało ogromny spokój i radość wewnętrzną. Zejście przyjemne, po głazach i kamieniach, obok jezior, obok cudownych wodospadów. Droga urozmaicona manifestacją pierwotnych sił natury - deszczem, błyskawicami w oddali. Słońce na przemian z cieniami szybko mknących cumulusów i mrokiem nimbostratusów. Finalnie Bystra Ławka żegna nas ulewą, ale już na samym końcu, tuż przed parkingiem. Wyprawa udana, bogata w przemyślenia, urozmaicona. Zew gór sprawia, że w czasie powrotu już planujemy kolejną. 


Komentarze

Popularne posty