Rycerzowa (nie aż taka) Wielka.

Powtórka trasy z szóstego lutego zeszłego roku. Czasem warto wracać, żeby ocenić postępy. Trasa krótka łatwa i przyjemna. Rozpoczęliśmy zielonym szlakiem, po asfalcie. Droga wiła się wśród drzew, słońce czasem przeświecało przez gęstą pokrywę chmur, ale generalnie zbierało się na deszcz. Za przełęczą Przysłop poszliśmy szlakiem niebieskim. Strome podejścia - przyjemne i orzeźwiające mżącym kapuśniaczkiem przebudziły mnie lekko po kilku monotonnych kilometrach. Wspólne zdjęcia pod tabliczką i zaraz schronisko. Droga w dół - żółtym - przyjemna, słoneczna, radosna. W porównaniu z ostatnimi wyczynami wręcz spacerowa. Trzeba stopniować wrażenia, czasem zwolnić, odjąć bodźców, zatrzymać się. Przemyśleć niektóre sprawy. Nacieszyć się rzeczami małymi i zwyczajnymi. Bez adrenaliny, bez wysiłku, bez napięć. Tak jak deszczu czasem na szlaku potrzebujemy prostoty, wytchnienia. Nie zawsze musi być ekscytująco. Przebodźcowanie sprawia, że w pewnym momencie zaczynamy się nudzić. Wszystko ma swój rytm, wystarczy wsłuchać się w przyrodę, w swoje wnętrze. Kierować się głosem duszy, nie pragnieniami czy wyuczonymi zasadami. Żyć w zgodzie z sobą prawdziwym, a nie kimś za kogo się uważamy - wtedy nie ma miejsca na nudę, rozczarowanie, żal do całego świata, że nie tak miało być. Wtedy człowiek akceptuje wszystko co mu przynosi los, prawdziwie, nie zawsze z radością i uśmiechem na twarzy, nie zawsze z ekscytacją, ale za to ze spokojem i poczuciem więzi ze wszystkim co żyje, mimo bólu, mimo strachu, mimo samotności. Łatwe szlaki nie zagłuszą nagromadzonych emocji, ale pomogą je zaakceptować jako integralną część nas samych.  

 

Komentarze

Popularne posty