Bystra, Błyszcz, Ornak
Bystra - najwyższy szczyt Tatr Zachodnich, położony tuż za granicą ze Słowacją. Bystra - góra, której rozłożysta grań śniła mi się po nocach. Bystra - szczyt marzeń. Wychodzenie na szlak o piątej rano nie zawsze popłaca. Siwa Polana przywitała nas zimnem, potem doszedł wiatr. Aury w górach nie obejmą ramy serwisów pogodowych. Dzika przyroda żyje tu swoim życiem - tak jak powinno być. Zaskakuje, czaruje, a czasem bywa zgubą.
Trzeba nam było kawałek wrócić i wreszcie mogliśmy iść w kierunku celu wyprawy. Piękna rozłożysta grań, przyjmująca już jesienne barwy ukazywała się to znikała w białych oparach. Teatr słońca i chmur kradł oddech, porywisty momentami wiatr wyciskał łzy a my szliśmy z nadzieją na piękne widoki. Czasami można było dojrzeć pobliskie szczyty - Starorobociański, Jarząbczy - czasami przyroda dała nam dojrzeć majestat gór Tatr Zachodnich, by po kilku sekundach okryć wszystko białym mlekiem tak, że ścieżka rozmywała się dwa metry przed nami. Ale... Ale na na szczycie Królowej Tatr Zachodnich znowu siły natury okazały się łaskawe i można było podziwiać wspaniałe panoramy. Szybki posiłek i w zasadzie pierwszy kilkunastominutowy postój. Trochę zdjęć i wracamy.
Trzeba było podjąć decyzję albo idziemy przez Starorobociański i Wołowiec, albo Ornak. Słaba widoczność zadecydowała o wyborze tej drugiej opcji. Jako, że nie szedłem tą drogą czekała mnie wspaniała przygoda. Pomknęliśmy jak na skrzydłach. W międzyczasie pogoda wyklarowała się i już do końca wycieczki towarzyszyło nam słońce. Zadni Ornak okazał się prawdziwym strzałem w dziesiątkę - mogłem sobie hasać z radością po skałach i ćwiczyć słabe jeszcze umiejętności wspinaczkowe. Na Iwanickiej Przełęczy kolejny posiłek i decyzja idziemy przez Schronisko PTTK Ornak do Kir i zielonym szlakiem na parking.
Ta część wycieczki nie była już taka przyjemna - tłumy wrzeszczących turystów - nie spodziewałem się takich okoliczności w środku tygodnia. No przecież mamy sezon klapkowiczy. Zimne piwo poprawiło trochę humor, lecz trzeba było szybko uciekać przed zgiełkiem podchmielonych "taterników schroniskowych". Desperacja była na takim poziomie, że grubą część drogi do Kir, Ariella postanowiła przebyć biegowo - przemieszczaliśmy się szybko. Jeszcze tylko chłodzenie w strumyku i parking. Wyprawę uważam za cudownie udaną - przecież odwiedziliśmy kolejny szczyt marzeń.
































































Komentarze
Prześlij komentarz