Turbacz
Miał być Krywań, ale prognozy wymusiły weryfikację planów. Analiza serwisów pogodowych skierowała nas w stronę Gorców. Ostateczną decyzję podjęła Ela i słusznie. Dynamika zjawisk pogodowych, jakie miały miejsce w Tatrach, stwarzała zagrożenie dla zdrowia a nawet życia. Nas również nie ominął deszcz, ale ilość opadów nijak się miała do tego, co spotkało turystów na Podhalu.
Wyruszyliśmy z Rabki, czarnym szlakiem, łączącym się po kilku kilometrach z wspomnianym już czerwonym. Po drodze na szczyt minęliśmy dwa schroniska, ale bufety jeszcze były nieczynne. Jako, że mieliśmy własny prowiant, nie stanowiło to większego problemu. Spodziewałem się dużej ilości błota i ogromnych kałuż, ale pomimo opadów dzień wcześniej, droga była sucha jak wczorajsze pieczywo z Biedronki. Na szczycie zameldowaliśmy się po niespełna czterech godzinach. Sesja zdjęciowa i kolej na zimne piwo Turbacz, produkowane specjalnie dla schroniska. Słonko przyjemnie grzało, rozmawiało się miło i wesoło - w ten sposób krótki odpoczynek wyniósł prawie dwie godziny. Brak konkretnego planu zapewniał luz i relaks jakiego ostatnio rzadko doświadczam. Niestety znad Tatr zaczęły dobiegać nas niepokojące odgłosy burzy i trzeba było się ewakuować w stronę parkingu.
Droga powrotna w miarę kilometrów stawała się coraz mniej przyjemna. Pociemniało od ołowianych chmur, spadła też temperatura. W okolicy Maciejowej wiatr zaczął przypominać ten z ostatniej wycieczki na Bystrą, tylko zamiast mgły unosił tumany kurzu. Ludzie pospiesznie opuszczali miejsca piknikowe na rzecz bezpiecznego schroniska. My postanowiliśmy iść dalej - ta burze to nie godzinny wiosenny kaprys przyrody. Zapowiadała się długotrwała obfita ulewa. Po chwili pierwsze krople spadły na suchą ścieżkę, a odgłosy piorunów, chociaż w sporej odległości, podkręcały atmosferę. Na szczęście do parkingu zostały niespełna dwa kilometry. Udało się uciec przed nawałnicą a ciepły, niezbyt intensywnie padający deszczyk urozmaicił jedynie ciekawą sobotnią wycieczkę.










































Komentarze
Prześlij komentarz