GSB 1 Wołosate - Ustrzyki Górne

 

 

Dzień 1 - środa 07 czerwiec 2023. 

Zaczęło się jak każda wycieczka. Budzik nastawiony na drugą w nocy, ale i tak obudziłem się wcześniej. Kawa, śniadanie i wreszcie ruszamy. Trasa przyjemna, ciekawe widoki, tylko za Krakowem zaczęło mżyć, a potem całkiem mocno padać. Cóż takie uroki gór - bierzesz co dają. Bez gadania, narzekania i marudzenia, bo przecież i tak nie masz nad tym kontroli. Wyruszyliśmy na GSB około ósmej trzydzieści w środę siódmego czerwca. W lekkiej mżawce. Wcześniej tylko sesja zdjęciowa. Ela z Łucją wracały do Jaworzna, a my po bilety do parku i w górę.

Tempo żwawe, ciepło, zielono, tylko widoczność słaba. No i jakby chłodniej się robiło. Na Przełęczy Bukowskiej, w wiacie zjadłem jakiegoś batona, popiłem wodą. Pogadaliśmy trochę z napotkanymi turystami. Najpierw zdziwił ich rozmiar plecaków, potem po wyjaśnieniach długość zaplanowanej wycieczki. Przecież to jakaś abstrakcja, pięćset kilometrów - ludzie tyle nie chodzą. Widać chodzą, a może tylko szaleńcy, skrzywieni przez życie. Nie wiem co mnie pcha w kierunku tych długich dystansów, przestrzeni. Ostatnio głęboko się nad tym zastanawiałem. Nie są to na pewno widoki, pejzaże, urok natury. Owszem, zachwycam się tym wszystkim i jest to miły dodatek, ale w większości ciekawi mnie co jest za kolejnym wzniesieniem, jaka będzie pogoda kolejnego dnia, czy dam radę pokonać dystans, trudności. Jaka jest granica, po której powiem - to nie dla mnie, nie mam już ochoty, wracam do siedzenia przed monitorem. Póki co, cały czas czuję zew szlaku i pragnienie coraz większych odległości, coraz szybszego tempa, aż do utraty tchu.
Potem pogoda zaczęła się psuć. Lodowaty porywisty wiatr odbierał przyjemność z wędrowania, ale pełni entuzjazmu szliśmy do przodu. Nic nie było widać, prócz zieleni traw i krzewów blisko szlaku. Trasa miejscami przypominała trochę ścieżki Tatr Zachodnich, a może to tylko tęsknota za ulubionymi miejscami. Chyba nie, byłoby to dziwne na starcie tak wspaniałej przygody. Idziemy raz w górę, raz w dół. W powietrzu można było poczuć nadchodzący deszcz. No i stało się. Odpoczywając w kolejnej wiacie, zabitej dechami i opisanej jako nieczynna obserwowaliśmy z niepokojem kapiące z nieba krople wilgoci. Po krótkiej rozmowie z kolegą kończącym już szlak stwierdziliśmy, że nie ma co czekać na odmianę pogody - zaczynało regularnie padać. Na podejściu na Przełęcz pod Tarnicą zaczęło dodatkowo dosyć mocno wiać. Zrezygnowaliśmy niechętnie z wejścia na szczyt najwyższej góry Bieszczad. Kilkumetrowa widoczność i lodowaty deszcz skutecznie zmuszały nas do szybszego tempa. Warunki były tak słabe, że postanowiłem iść dalej bez zakładania dodatkowej odzieży - zatrzymanie groziło wyziębieniem organizmu. Za Szerokim Wierchem, nie wiem czy to z powodu obniżania wysokości, czy zmiany pogodowej zaczęło robić się cieplej. Deszcz przeszedł w mżawkę, a potem przestał padać i wyszło słońce. W kolejnej wiacie odpoczęliśmy trochę ciesząc się śpiewem ptaków i ciszą, dopóki nie przyszła rozwrzeszczana grupa młodzieży. W Ustrzykach było dużo cieplej. Zjedliśmy po pizzy i udaliśmy się na kwatery do Ośrodka Rekolekcyjnego. Warunki dobre, ceny również. Budynek był pusty i cichy. Zasnąłem bez problemów - w końcu poprzedniego dnia spałem trzy godziny. 

Link do zapisu trasy

 

Komentarze

Popularne posty